Home Szarym Okiem Jesienny czas… na aktywność!

Jesienny czas… na aktywność!

by Dominika
Droga niebieskim szlakiem na Rozdroże pod Zwaliskiem w Górach Izerskich

Lato skończyło się kolejny raz zbyt prędko i nastała jesień, a wraz z nią niezwykłej popularności nabrały znów słowa “kocyk”, “herbatka”, “książka”… I jakkolwiek nie mam nic przeciw żadnej z tych rzeczy, to jednak pragnę zauważyć, że oprócz “długich jesiennych wieczorów” ciągle są jeszcze dni, które warto dobrze wykorzystać!

Taki jest mój plan na najbliższe miesiące. Co roku we wrześniu zaczyna się pora roku, w której zamiera życie i zamieram ja. Z dnia na dzień robi się coraz ciemniej rano, coraz szybciej znika słońce, jeśli w ogóle je widać spoza chmur, a ja funkcjonuję na coraz większym autopilocie. “Byle do wiosny” – hasło każdej jesieni i zimy.

Tym razem – jak co roku, ale tym razem bardziej – postanowiłam się temu nie dać. Nie chcę, aby to był tylko czas do przeczekania na lepszy moment. Życie jest za krótkie, żeby je przeczekiwać. Chcę, aby to była aktywna jesień!

Sen zimowy jest dla niedźwiedzi

Praca na etat skutecznie ogranicza możliwość czerpania ze skąpych promieni słońca, ale jeśli tylko będzie taka okazja, zamierzam to czynić jak najczęściej. Być może wrócą jednodniowe weekendowe wycieczki po najbliższej okolicy, a jak zrobi się chłodniej i Krzysiek zacznie swój sezon na morsowanie (ja się jakoś nie mogę przełamać, brrrr!), to mamy w planach nie trzymać się tylko jednego, znanego nam miejsca, ale połączyć tę aktywność z krótkimi wypadami nad różne jeziora w zachodniopomorskim. Jest ich tu tyle, że na kilka sezonów mogłoby wystarczyć!

Na blogu mam jeszcze do nadrobienia kilka wpisów z lata i na pewno wieczorami będę to robić. Chciałabym, aby to miejsce żyło i było solidnym źródłem informacji dla tych, którzy planują swoje wycieczki w góry i nie tylko. Pojawią się też dodatkowe elementy poza wpisami, ale to przyjdzie z czasem, który leci jak szalony i którego ciągle mi brakuje.

Przy okazji – wiesz, że niedługo ten blog będzie miał już 3 lata? Naprawdę. To już 3 lata odkąd go założyłam. Najpierw pod innym adresem, potem zdecydowałam się “pójść na swoje”, wykupić domenę i kawałek po kawałku z tamtego bloga tutaj wszystko poprzenosić (a to był ogrom ręcznej roboty, bo wielu rzeczy nie dało się zrobić automatycznie albo zwyczajnie wtedy nie umiałam). To mi zajęło sporą część minionego roku, właśnie jesieni zresztą, żeby od stycznia 2022 już działać tutaj i robić to na poważnie 🙂

Swoją drogą, jesienny wieczór to jest świetna pora na prace na blogu, bo za oknem już ciemno, zimno, czasem pada i nie ma żadnego pięknego słoneczka, które by rozpraszało i zachęcało do wyjścia z domu 😉 Tak, jesień to doskonały czas na pracę!

Z okazji zbliżających się trzecich urodzin bloga zaplanowałam jeszcze pewną niespodziankę 🙂 Mam nadzieję, że się uda, bo niewiele czasu zostało, a ja jestem w lesie z tematem, ale będę się starać, by zdążyć. To już tylko dwa tygodnie!

ja w jesiennym lesie Puszcza Bukowa Jezioro Szmaragdowe Szczecin

Ruszam nie tylko głową

Ze wstydem muszę przyznać, że ostatnia wędrówka po górach w sierpniu bezpardonowo obnażyła moje braki w kondycji. Wydawałoby się, że trasy nie były trudne, szczyty nie za wysokie, a ja dyszałam i umierałam na każdym po 3 razy. Pewną okolicznością usprawiedliwiającą mogłoby być to, że przez pierwsze dwa dni trafiliśmy na okrutny upał, ale nie ma co się oszukiwać – żarty żartami jaką to ja jestem padaką, ale no są granice. A przynajmniej powinny być.

Niestety, praca siedząca, godziny spędzane przy komputerze najpierw na etacie, a potem jeszcze wieczorami na blogu, nie sprzyjają temu, by być w dobrej formie. Niby dość sporo chodzę, niby czasem jeździłam na rowerze (w ostatnich miesiącach naprawdę rzadko), ale to zupełnie nie to. No nie może tak być, że jakaś tam Kłodzka Góra albo inny Rudawiec sprawiają, że prawie zionę ducha na podejściu!

Nigdy nie byłam górską hasanką, co to lekkim krokiem niczym kozica hasa ze szczytu na szczyt, ale taki dramat kondycyjny to serio przesada. To jak ja mam wejść na Rysy, skoro z wywieszonym językiem wlokę się na Rudawiec?!

Dlatego we wrześniu wykupiłam karnet na siłownię, żeby nad swoją sprawnością popracować. Wybrałam najbliższą mojego domu, aby nie mieć pretekstu, że mi się nie chce, bo za daleko. 10 minut na piechotę, bliżej się nie da. Czynna od 6:00 rano do 23:00 wieczorem, więc nie ma mowy, że zabrakło czasu.

Mogłabym oczywiście za darmo chodzić na długie spacery, ale ja tu wszędzie wokół mam płaski teren, a po płaskim mogę iść kilometrami i się nie zasapać, gdzie w górach po kilkudziesięciu metrach wejścia już dyszę. Poza tym umówmy się, że wieczorami, po ciemku, to taka sobie frajda. Na siłowni jest trochę sprzętów, które o wiele lepiej niż sam spacer, pomagają budować ogólną sprawność ciała. A niektóre nawet całkiem udanie imitują wchodzenie pod górę!

Dlatego postanowiłam wykorzystać najbliższe miesiące na podrasowanie swojej kondycji i ogólne zadbanie o me niemłodniejące ciało. Aktywna jesień w moich założeniach ma obejmować wizytę na siłowni przynajmniej 2 razy w tygodniu plus weekendowe wędrówki w terenie (na ile pogoda pozwoli). A żeby jeszcze lepiej o siebie zadbać, zamierzam także pilnować diety, w czym niezmiennie pomaga mi moja koleżanka Modern Cave Girl 🙂

mglisty las w Górach Sowich

Odczarujmy listopad!

W październiku to jeszcze można liczyć na to, że przyświeci trochę słońce, bywa nawet całkiem ciepło, a wokół polska złota jesień wybucha wszelkimi odcieniami żółci, czerwieni i brązów. Aż się chce wyjść z domu i pójść na spacer (potrafisz się powstrzymać przed szuraniem butami w liściach? Ja nie!).

Listopad to już wyższa liga. Ciemno, szaro, mgła, czasem mżawka albo po prostu leje. No nic tylko ten kocyk, herbatka… To też! Ale może odczarujmy nieco listopad? Może na przekór aurze wyjdźmy jednak z domu, złapmy choć skrawki światła, zorganizujmy sobie weekendową wycieczkę!

Przeglądając ostatnio różne posty na Instagramie, natknęłam się na czyjś wpis mówiący o tym, że sezon na wędrówki po górach się już skończył. A gdzie tam! Bardzo miło wspominam nasz zeszłoroczny, jesienny wypad w góry. Stworzyłam z niego gotowy pomysł na urlop w górach, szczególnie dla zdobywców Korony Gór Polski, o którym możesz poczytać tutaj.

W tym roku nieoczekiwanie złożył się nam wspólny urlop w listopadzie i jeśli wszystko pójdzie jak trzeba, na przekór powyższej tezie planujemy pojechać jeszcze raz w góry, żeby dołożyć kolejne szczyty do naszej koronnej kolekcji. Jak się uda, to niewiele już zostanie miesięcy, w których nie byliśmy w górach przez ostatnie 2 lata 🙂

Aktywna jesień – wchodzisz w to?

Nie lubię tej internetowej mody na wyzwania, czy bardziej po internetowemu – challenge. I nie chciałabym tak tego nazywać. To nie żadne wyzwanie. To po prostu sposób, by o siebie zadbać i przejść przez ten jesienny czas z pozytywnym nastawieniem.

Zasady są proste: nie zamykać się w domu, zadbać o swoją dietę i kondycję, wykorzystać jesienne wieczory czy naprawdę kiepską pogodę na coś pożytecznego. Może jakiś kurs? Może nauka języka? Tak, książka też będzie dobra. Kocyk i herbatka również. Byle się do tego nie ograniczać i nie “przespać” najbliższych miesięcy. Żeby wiosnę przywitać w jeszcze lepszej formie niż jesień.

Ja już zaczęłam. A Ty? Wchodzisz w to? 🙂

Leave a Comment

* Używając tego formularza, wyrażasz zgodę na przechowywanie Twoich danych przez tę stronę zgodnie z polityką prywatności.

Zobacz więcej

Ta strona potrzebuje ciastek (cookies), żeby poprawnie działać. Bez tego ciężko ją zapędzić do roboty :) Niech żre na zdrowie! Co to za ciastka?