Home GÓRYGóry w PolsceGóry Świętokrzyskie Łysica (614 m n.p.m.) i pasmo Łysogór – czerwony szlak ze Świętej Katarzyny do Nowej Słupi

Łysica (614 m n.p.m.) i pasmo Łysogór – czerwony szlak ze Świętej Katarzyny do Nowej Słupi

by Dominika
szlakówki przy klasztorze w Świętej Katarzynie

Tegoroczny długi majowy weekend postanowiliśmy spędzić w okolicach Kielc, kontynuując realizację pomysłu o zdobyciu Korony Gór Polski. Tym razem naszym łupem padła Łysica – najniższy szczyt całej korony.

Nie oszukujmy się – zdobycie Łysicy to nie jest wyprawa życia. Na szczyt może wejść każdy, a przy odrobinę lepszej kondycji nawet nie zdążyć się zmęczyć. Gdyby Łysica chodziła do jednej klasy z pozostałymi górami Korony, zapewne byłaby niejednokrotnie obiektem drwin ze swej marnej postury. No cóż, wysoka może i nie jest. Za to nadrabia na innych polach!

pluszak na pniu drzewa spotkany na szlaku

Łysica czy Agata?

Czy góra może mieć więcej niż jeden wierzchołek? Ano może i tym właśnie charakteryzuje się Łysica, która wierzchołki ma dwa. Ten zachodni nosi taką samą nazwę, jak cała góra, wschodni zaś nazywany jest Skałą Agaty lub po prostu Agatą. Do niedawna ten pierwszy uchodził za wyższy i w związku z tym też znajduje się na nim więcej atrybutów wierzchołkowości – pamiątkowy drewniany krzyż, tabliczka z nazwą i wysokością oraz budka, w której umieszczono pieczątkę dla zdobywców Korony Gór Polski, żeby ją sobie mogli wbić do książeczki i dla wszystkich chętnych na pamiątkę ich górskiego podboju.

Aż tu nagle, parę lat temu, przy okazji pomiarów wysokości, jakie co jakiś czas przeprowadza się w różnych miejscach, okazało się, że bardziej nad poziom morza wyrasta jednak Skała Agaty. Określono, że mierzy ona 613,96 m n.p.m., podczas gdy Łysica ma zaledwie 613,31 m n.p.m. Tym samym okazało się, że sama góra urosła (na starszych mapach oraz w książeczkach zdobywców Korony Gór Polski ciągle można znaleźć wysokość 612 metrów), a na dodatek jej najwyższy punkt znajduje się gdzie indziej niż dotychczas sądzono.

Dlatego jeśli, podobnie jak my, zdobywasz Koronę Gór Polski, dobrze byłoby dołożyć około 700 metrów do swojej trasy – gdy wybierasz się na Łysicę od strony Świętej Katarzyny – i “zdobyć” jeszcze Skałę Agaty. Piszę słowo “zdobyć” w cudzysłowie, bo można to uczynić jedynie symbolicznie. Wierzchołek znajduje się nieco poza szlakiem i nie ma do niego dojścia. Podobno jest planowane wytyczenie ścieżki na sam najwyższy punkt Skały Agaty, ale nie znalazłam żadnego potwierdzenia tych doniesień wyczytanych na innych blogach, ani też nie widać, by coś się przez te kilka lat od aktualizacji pomiarów zmieniło. Przy szlaku znajduje się tablica informacyjna z ciekawostkami na temat szczytu i nic poza tym, więc trzeba być czujnym. Wybierając się na Łysicę od strony Kakonina, dylemat o dokładaniu metrów do swojej trasy masz z głowy – Agatę i tak będziesz mijać po drodze.

Jeśli podoba Ci się to, co robię, możesz mi pomóc robić to dalej 🙂

Postaw mi kawę na buycoffee.to

tablica informacyjna Skała Agaty - Łysica

m

Łysica – jak dojechać?

Łysica jest najwyższym szczytem Gór Świętokrzyskich, zatem, aby tu dojechać, z dowolnego miejsca w Polsce należy kierować się na Kielce. W zależności od tego, czy wybierasz się w te strony własnym samochodem, czy komunikacją zbiorową (do Kielc nawet ze Szczecina jest całkiem dobre połączenie kolejowe – jedzie wprawdzie 8 godzin przez Śląsk, ale jest bezpośrednie, a warunki w pociągach są naprawdę spoko), masz do dyspozycji różne warianty dostania się pod szczyt.

Punkty startu w zasadzie są dwa. Trasę można rozpocząć:

  • ze Świętej Katarzyny – wówczas z Kielc należy wyjechać drogą numer 74 na wschód i w Górnie skręcić w lewo, w drogę krajową numer 752 w stronę Bodzentyna. Jeśli zaś jedziesz od strony Skarżysko-Kamiennej lub Starachowic, w ogóle Kielce możesz sobie odpuścić i kierować się na Bodzentyn. Święta Katarzyna jest ok. 6 km za tym miastem w stronę Kielc.
  • z Kakonina – w tym wariancie Kielce opuszcza również drogą numer 74 na wschód, ale jedziesz nią aż do Bielin, gdzie skręcasz w lewo w lokalną drogę, kierując się drogowskazami.

Parkingi w Świętej Katarzynie są dwa, w pobliżu Klasztoru Bernardynek. Jeden znajduje się na przeciwko klasztoru. Aby wjechać na drugi, należy skręcić przed klasztorem (od strony Kielc) z głównej drogi w prawo, ignorując zakaz wjazdu i zaraz po prawej stronie objawi Ci się plac, na którym możesz zostawić swój wehikuł. Parking jest darmowy, aczkolwiek siostry zachęcają do zostawienia paru drobnych datku na klasztor.

Darmowy parking znajdziesz również przy wejściu na czerwony szlak na Łysicę w Kakoninie. Nie jest on zbyt duży, ale to o wiele mniej popularne miejsce niż Święta Katarzyna. Możesz tu spokojnie zostawić samochód, zdobyć szczyt, a wracając, zatrzymać się w Chacie Zbója Kaka, którą znajdziesz zaraz przy wejściu do Świętokrzyskiego Parku Narodowego, i skosztować regionalnej kuchni świętokrzyskiej, podziwiając dawne wiejskie budownictwo. W chacie możesz też wbić sobie pamiątkową pieczątkę do swojej książeczki zdobywcy Korony Gór Polski.

W przypadku, gdy podróżujesz komunikacją zbiorową, prawdopodobnie najpierw spróbujesz się dostać do Kielc. Stamtąd kursują już busy do Świętej Katarzyny. Czy jeździ coś z Kielc do Kakonina? Szczerze mówiąc nie wiem, nie znalazłam żadnych połączeń ani w necie, ani studiując rozkłady jazdy różnych przewoźników, ale przechodząc przez Kakonin z Łysicy w drodze na Święty Krzyż, jakiegoś busa z oddali widziałam. Ale żadnej gwarancji na to nie daję.

Poszukując transportu do Świętej Katarzyny, należy się udać na Dworzec Autobusowy i tu uwaga – ten stary, przy ul. Żelaznej 18, nie to nowe UFO. Rozkłady jazdy, umieszczone tutaj na stanowiskach, zdają się mieć sporo wspólnego z rzeczywistością, bo nie zdarzyło nam się, aby coś z rozpiski nie przyjechało (choć kilka dni to niewielka próba). Co innego rozkłady porozwieszane w różnych częściach miasta – z tym bywa różnie. Właściwie to odniosłam wrażenie, że nie mają one wiążącego charakteru, a są jedynie luźną sugestią, że coś kiedyś powinno tu przyjechać i odjechać w danym kierunku. Niektóre z nich miały jedynie walor historyczny – otóż kiedyś o tej godzinie coś tędy jeździło. Kiedyś. Ale już nie. A rozkład wisi. Temat rzeka, ale muszę przyznać, że nasze doświadczenia z komunikacją zbiorową w okolicach Kielc, z opisaniem i aktualnością rozkładów oraz z jakością stron internetowych poszczególnych przewoźników były… umiarkowanie satysfakcjonujące. Niezmiernie trudno było coś znaleźć i ustalić czy i o której może nas to coś zabrać z punktu A do punktu B. Chociaż busów wszelkiej maści kursowało po mieście od groma.

Ostatecznie do Świętej Katarzyny udało się nam dotrzeć z pomocą PKS Bodzentyn i nawet ich rozkład, który znajdziesz tutaj, odpowiadał rzeczywistości.

Którędy na szczyt? – opis tras

Wielkiego wyboru wejścia na Łysicę nie ma. Przez szczyt wiedzie jeden, czerwony szlak im. Edmunda Massalskiego (czyli Główny Szlak Świętokrzyski, który ciągnie się od Gołoszyc aż po Kuźniaki i ma łącznie 105 km długości). Cały więc dylemat sprowadza się do tego, od której strony chce się górę zdobyć.

Warianty są dwa.

Wejście na Łysicę od strony Świętej Katarzyny

Ta opcja jest najbardziej popularna wśród tutejszych górołazów. Do Świętej Katarzyny dojedziesz samochodem bądź busem z Kielc albo Bodzentyna bez większych problemów (pisałam o tym wyżej). W przypadku busa, kierowca zapewne wysadzi Cię przy samym klasztorze, za którym zaraz znajduje się wejście na szlak. Samochód możesz zostawić na darmowym parkingu w pobliżu klasztoru.

Klasztor w Świętej Katarzynie

Jeszcze przed wejściem do Świętokrzyskiego Parku Narodowego miniesz Kapliczkę Stefana Żeromskiego. To ciekawy przykład tego, co w innym przypadku byłoby czystym wandalizmem, ale ponieważ osobnik, który wyrył swój podpis na ścianie kapliczki, stał się potem znanym pisarzem, to dziś jest to pielęgnowana pamiątka i atrakcja turystyczna.

Przy okazji ciekawostka – Świętokrzyski Park Narodowy został utworzony jako trzeci park tego typu w Polsce (obecnie jest ich dwadzieścia trzy) i miało to miejsce w 1950 roku. Park zajmuje obszar ponad 7,5 tysiąca hektarów i na jego terenie objętych ochroną jest około 3,5 tysiąca różnych gatunków zwierząt (w tym 187 gatunków pająków!) prawie 900 gatunków roślin, 144 źródła oraz wiele, wiele innych cennych obiektów przyrody, w tym charakterystyczne dla Gór Świętokrzyskich gołoborza. Wstęp do parku jest płatny – bilety można zakupić w kasach znajdujących się przy wejściu lub online (w różnych miejscach umieszczono specjalne tablice, z których należy telefonem zeskanować kod QR, żeby móc opłacić bilet). I lepiej nie kombinować jak tu oszczędzić te 8 zł za osobę (normalny), bo na trasie spotkaliśmy dwóch pracowników parku, którzy sprawdzali czy bilet mamy.

Zaraz przed kasą Świętokrzyskiego Parku Narodowego znajduje się jeszcze sklepik z różnymi drobiazgami. Tu można przybić sobie pamiątkowe pieczątki z Łysicy oraz Skały Agaty, nie tylko do książeczki zdobywców Korony Gór Polski. Pieczątka wprawdzie jest jeszcze na szczycie, ale te szczytowe stemple lubią czasem dostać nóżek i zniknąć, dlatego doradzam zawczasu wbijać pieczątki do książeczki na każdym możliwym etapie (w ten sposób też masz udokumentowaną całą trasę – ze Świętej Katarzyny, ze szczytu i np. z Chaty Zbója Kaka w Kakoninie).

Naprzeciw kasy znajduje się jeszcze jeden obiekt, któremu warto poświęcić chwilę uwagi. To wielki kamień upamiętniający zamordowanych na tych terenach w 1943 roku przez hitlerowców okolicznych mieszkańców.

głaz upamiętniający mieszkańców Świętej Katarzyny i okolic zamordowanych przez hitlerowców w 1943 roku

Droga na szczyt nie jest długa ani bardzo forsowna. Wejście powinno Ci zająć około 45 minut, ale są też ponoć tacy, którzy w tym czasie pokonują trasę w obie strony.

Zaraz po przekroczeniu granicy parku, wchodzimy w las. Szlak na początkowym odcinku był akurat w remoncie, dlatego musieliśmy skorzystać z wytyczonego obejścia. Niższe partie Gór Świętokrzyskich porasta gęsto las dębowo-sosnowy, który wraz ze wzrostem wysokości nad poziomem morza, stopniowo przechodzi w puszczę jodłowo-bukową. Miejscami ma ona nieco mroczny charakter. Okolice muszą robić niesamowite wrażenie podczas mgły.

Drepczemy jakieś 200-300 metrów i naszym oczom ukazuje się drewniany domek. To Kapliczka Świętego Franciszka, w pobliżu której bije źródełko pod patronatem tegoż świętego. Co ciekawe, źródełko ma stałą temperaturę przez cały rok i nigdy nie zamarza. Według miejscowych wierzeń, woda z niego ma moc leczenia oczu.

Historia źródła wiąże się z pewną legendą. Otóż dawno, dawno temu, w kamiennym zamku na szczycie Łysicy mieszkały dwie siostry. Starsza z nich, wraz ze swoim chłopakiem, uznali, że to co najmniej o jedną siostrę za dużo i wspólnie uknuli spisek, żeby pozbawić tę młodszą nie tylko majątku, ale i życia. Co oni tam dokładnie uknuli, tego się nie doszukałam nigdzie, ale sprawy zdecydowanie nie potoczyły się po ich myśli, bowiem to właśnie starsza siostra zginęła pod gruzami zamku. Udało się więc najwyraźniej pozbawić młodszą majątku, ale z życiem to już coś poszło mocno nie tak. Młodsza z sióstr bardzo płakała po śmierci starszej i to ponoć z jej łez utworzyło się na zboczu źródełko.

Inna legenda wspomina coś o księżniczce, która z nudów zaprosiła do swojego zamku na szczycie Łysicy diabły na kolację. Impreza musiała być niezła, bo z zamku zostało jedynie gruzowisko, które dziś podziwiamy jako gołoborza (oficjalnie to wszystko w wyniku potężnej burzy, ale kto wie, co tam się naprawdę działo).

Kapliczka Świętego Franciszka i źródełko

Dalej droga na Łysicę prowadzi w dużej mierze po ułożonych z kamieni lub belek schodkach, a z obu stron ograniczona jest drewnianymi barierkami, żeby się nie rozłazić na boki.

W ogóle czy zauważyłaś, że zawsze, ale to zawsze (no dobra, prawie) te schodki są tak ułożone, żeby wchodzić na nie ciągle z jednej, tej samej nogi? Odległość pomiędzy stopniami jest tak na półtora kroku, więc jeśli zaczynasz wejście np. z prawej nogi, to wchodzisz na pierwszy stopień, robisz krok, drugiego już nie zmieścisz i na kolejny stopień znów musisz wejść z prawej nogi. Ja nie wiem dlaczego tak jest, ale ilekroć w parkach (i nie tylko) są utworzone stopnie, to to niemal zawsze tak wygląda. I w ten sposób włazisz pod górę ileś tam ciągle obciążając bardziej jedną nogę, chyba że w którymś momencie skrócisz jeden krok, wybijesz się z rytmu, tylko po to, by zmieścić pomiędzy stopniami dwa kroki i nogę prowadzącą zmienić.

Na trasie, którą się poruszamy, utworzono ścieżkę przyrodniczą Święta Katarzyna – Łysica, której 6 stacji opowiada o tutejszych skarbach przyrody i procesach w niej zachodzących. Pierwszą tablicę – tłumaczącą co to jest park narodowy – znajdziesz zaraz przy wejściu. Kolejna jest przy kapliczce. Następne opowiadają o erozji tutejszych gleb (dlatego są barierki ograniczające rozłażenie się poza szlakiem), o wykrotach i martwych drzewach, które są bardzo istotnym elementem ekosystemu, o ssakach, żyjących w Świętokrzyskim Parku Narodowym, a ostatnia poświęcona jest rumowiskom i skalnym wychodniom. Można więc miło spędzić dzień wdrapując się na Łysicę, dodać sobie 10 punktów do kondycji fizycznej, a przy okazji dowiedzieć paru ciekawych rzeczy o otaczającym nas świecie. To lubię!

Kolano mniej więcej połowa drogi na Łysicę

Przed samym szczytem znikają barierki i schodki, pojawia się za to coraz więcej ogromnych głazów wystających z gleby to tu, to tam, pomiędzy korzeniami drzew i belkami, zamontowanymi tu, by mocniej ustabilizować grunt.

Łysica na szczycie może pochwalić się całkiem sporym placem, który otoczony jest licznymi ławeczkami. W centralnej części znajduje się pal ze szlakówkami oraz budka, w której (zwykle) mieszka pamiątkowa pieczątka. Nieco dalej w tle wysoko wyrasta drewniany krzyż, będący repliką tego, który zdobił wierzchołek w 1930 roku. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim można dostrzec resztki dawnej wieży triangulacyjnej, ale trzeba się bardzo postarać.

Niestety, jeśli liczysz na piękny widok ze szczytu na okolicę – natychmiast przestań. Góra jest cała gęsto porośnięta lasem i wszystko, co zobaczysz, to drzewa. No, zaraz za krzyżem jest taki lekki prześwit, ale żeby zaraz jakieś zapierające dech widoki – zapomnij.

Niemniej jest to bardzo fajne miejsce na dłuższy przystanek w wędrówce i odpoczynek na którejś z tutejszych ławek. Jeśli akurat nie będzie tłoku. Nie wiem jak jest w szczycie sezonu, my szliśmy tą trasą na koniec kwietnia, przed samą majówką i nawet podobało mi się, że na szlaku prawie w ogóle nie widziałam ludzi. Oni wyrośli jakoś z podziemi zaraz przed samym szczytem i byli potem na nim. Powiedzieć, że był tam tłok, to byłoby lekkie nadużycie, ale muszę przyznać, że na samej Łysicy w jednym czasie spotkaliśmy chyba więcej osób niż łącznie na szlaku przez cały dzień. Zrobienie zdjęcia ze szczytu, na którym nie byłoby nikogo w tle, wymagało poczekania w kolejce.

Łysica - my na szczycie

Wejście na Łysicę od strony Kakonina

Ten wariant trasy jest sporo dłuższy, ale zdecydowanie łagodniejszy i nadaje się nawet na wycieczkę z bardzo małymi dziećmi. Bardziej przypomina to spacer niż wspinanie się na jakiś szczyt. Po drodze nie ma za wiele obiektów o charakterze krajoznawczym, ale jest wyjątkowo urokliwy las. Dużo lasu. Jest to też mniej uczęszczana droga na Łysicę, więc można tu głębiej odetchnąć od towarzystwa innych homo sapiens.

Szlak nie zaczyna się w Kakoninie, ale przechodzi przez miejscowość. Z myślą o zmotoryzowanych, utworzono tutaj nieduży, darmowy parking. Nieopodal, zaraz przy wejściu do Świętokrzyskiego Parku Narodowego, znajduje się Chata Zbója Kaka, w której można zatrzymać się celem skosztowania regionalnej kuchni, przybić sobie pamiątkową pieczątkę i zobaczyć, jak kiedyś budowano wiejskie chaty w tych okolicach.

Wejście do Świętokrzyskiego Parku Narodowego wyznacza wielka drewniana brama. Nie ma tu kasy biletowej, więc aby zaopatrzyć się w bilet wstępu, należy zeskanować telefonem z tablicy przy wejściu kod QR, a następnie dokonać płatności online. Nie jestem w stanie rozpisać dokładnej instrukcji, bo nie próbowałam, gdyż szliśmy przez Łysicę do Kakonina ze Świętej Katarzyny i kupowaliśmy bilety w sposób staromodny, w kasie. Nie powinno być to jednak zbyt trudne i warto to zrobić, bo bywa to na szlakach sprawdzane przez pracowników parku, o czym sami mieliśmy okazję się przekonać.

Zawilec gajowy

Dalej podążamy szlakiem wyznaczonym przez czerwone i niebieskie znaczki, szeroką ścieżką przez las. To idealna trasa na niespieszny weekend, na odpoczynek od zgiełku i gonitwy codzienności. Buki i dęby szumią delikatnie, sosnowe pnie trzeszczą na wietrze, jodły swoimi rozłożystymi gałęziami dodają mrocznego uroku trasie. Gdzieś w koronach drzew świergoczą ptaki, a Ty wspinasz się kolejne metry w górę i nawet tego nie zauważasz.

Po jakichś 20 minutach dochodzisz do miejsca, w którym droga tworzy coś w rodzaju placyku. To Przełęcz Świętego Mikołaja. No już, już, widzę to – nie, nie znajdziesz tu prezentów. Nie ma co łazić wkoło poza szlakiem i szukać. Święty Mikołaj zyskał tu swoją kapliczkę, gdyż – poza występowaniem w bożonarodzeniowych reklamach z gromkim “hoł hoł hoł” – jest też uznawany za świętego, który pomoże w każdej potrzebie i który strzeże wędrowców od złego, w tym przed dzikimi zwierzętami. A tak się składa, że dawniej w tych okolicach grasowało wiele wilków. Legendy mówią, że Święty Mikołaj miał moc zwoływania wilków w jedno miejsce, na których to zgromadzeniach ustalane było czyje i w jakiej ilości bydło, owce czy inne zwierzęta mogą być w danym roku przez drapieżniki pożarte. Nie wiadomo czy to prawda, ale podobno po odbudowaniu kapliczki (pierwotna, wybudowana w 1876 roku, spłonęła w roku 1996) po kilkunastu latach nieobecności w tych rejonach, wilki powróciły. Lepiej więc mieć ze Świętym Mikołajem dobre relacje nie tylko w okolicach Bożego Narodzenia.

Szlakówki na Przełęczy Świętego Mikołaja

Na Przełęczy Świętego Mikołaja kończy się szlak niebieski. Odtąd aż po sam szczyt Łysicy, towarzyszyć będą Ci tylko czerwone znaczki. Szlaki na świętokrzyskich trasach są bardzo dobrze oznaczone i wybitnie trudno się zgubić. Większość podejścia na szczyt (mam na myśli wysokość, nie odległość) już za Tobą, teraz czeka Cię dłuższy, niemal płaski odcinek i łagodne wejście na Skałę Agaty (wschodni szczyt Łysicy). Zachodni wierzchołek (Łysica) znajduje się kilkaset metrów dalej, na niemal tej samej wysokości.

Czerwonym szlakiem przez Łysogóry – wariant dla ambitnych

Można oczywiście przyjechać w Góry Świętokrzyskie, cyknąć szybko Łysicę i wracać do domu. Czemu nie? Ja jednak jestem z tych, co to lubią nie tylko zdobyć najwyższy szczyt, żeby w kolekcji Korony Gór Polski ładnie wyglądało, ale przejść się trochę po danych górach (na ile akurat warunki czasowe pozwalają).

Łysogóry, których najwyższym szczytem jest Łysica (a dokładniej Skała Agaty), to pasmo górskie, które ciągnie się przez 25 km od przełomu rzeki Lubszanki na zachodzie do Nowej Słupi na wschodzie. Prowadzi przez nie (i jeszcze sporo dalej) Główny Szlak Świętokrzyski im. Edmunda Massalskiego (czerwony), który w całości ma ponad 100 km.

Nie mówię, żeby od razu pokonywać cały szlak (chociaż jak masz ochotę, to pewnie!), ale już choćby odcinek od Świętej Katarzyny przez Łysicę, Kakonin i Święty Krzyż do Nowej Słupi jest warty rozważenia. Właśnie ten fragment wybraliśmy na naszą wędrówkę po Górach Świętokrzyskich.

Proponowana przeze mnie trasa ma niecałe 20 km. Przejście jej, bez pośpiechu, powinno zająć około 6 godzin (może trochę mniej). Teren na szlaku nie jest wymagający – jeśli pójdziesz, jak my, od Świętej Katarzyny w kierunku Nowej Słupi, po drodze masz tak naprawdę tylko dwa podejścia – na Łysicę i na Łysą Górę (Święty Krzyż), przy czym to drugie jest wybitnie łagodne, od Huty Szklanej wyłożone asfaltem i jak jesteś już wybitnym leniem, to na Święty Krzyż możesz wjechać meleksem. Ale przecież nie jesteś, bo gdybyś był, to nie lazłbyś ponad 13 kilometrów do tego miejsca. To jasne.

Pierwsze dwa odcinki tej trasy opisałam wyżej – od Świętej Katarzyny na Łysicę, a z Łysicy do Kakonina wystarczy jak przeczytasz sobie opis od końca 😉

W Kakoninie przez chwilę jeszcze szliśmy czerwono-niebieskim szlakiem wzdłuż drogi pomiędzy domami i polami, po czym niebieski szlak skręca na Bieliny, a czerwony powiódł nas prosto, dalej wzdłuż drogi, ale nieco pod górkę. Nie jestem fanką chodzenia po asfalcie czy betonie, więc nie był to dla mnie najprzyjemniejszy fragment trasy, za to ciągnące się wokół pola odsłaniają wreszcie jakieś szersze widoki na Góry Świętokrzyskie.

Po jakichś 15-20 minutach szlak skierował nas najpierw na łąkę, potem łąkę porośniętą krzakami różnego rodzaju, a następnie wwiódł nas w las. Na początek musieliśmy zmierzyć się z całkiem sporym wąwozem. W innych okolicznościach być może da się po prostu zejść tym wąwozem do ścieżki, która dalej prowadzi przez las, ale akurat przed naszą wycieczką musiało tu sporo padać i ten odcinek był bardzo błotnisty oraz bogaty w kałuże, gromadzące się na jego dnie. Trzeba tu zaznaczyć, że nie potraktowałam Gór Świętokrzyskich z należytym górom szacunkiem (podobnie jak rok temu Ślężę) i nie zabrałam na wędrówkę porządnych, górskich butów, jedynie lekkie, całkowicie przemakalne biegówki (Krzysiek miał buty nieco lepsze, ale i to nie były górskie trapery, w których przez potok można przejść). Ten drobny szczegół, jak i niechęć do upaprania się błockiem po pachy, zmusił nas do wspięcia się na krawędź wąwozu, przejście tego kawałka górą, a następnie dość strome zejście. Ale byliśmy dzielni i daliśmy radę.

W nagrodę czekało nas bardzo przyjemne przejście skrajem lasu (choć było dość mokro i to zmuszało mnie do ciągłego szukania obejść zalegającej na ścieżce wody) urozmaicone urokliwymi wąwozami, które bardzo przypadły mi do gustu.

widok na Góry Świętokrzyskie ze szlaku pomiędzy Kakoninem a Hutą Szklaną

W Hucie Szklanej minęliśmy najpierw średniowieczną osadę, a następnie doszliśmy do głównej drogi, prowadzącej przez miejscowość. Skręciwszy w lewo, przedreptaliśmy pod górkę wzdłuż drogi kilkaset metrów, minęliśmy uruchamiające się chyba właśnie na sezon letni targowisko z różnymi różnościami, w tym ze wszelkiej maści produktami regionalnymi, jak sugerowały napisy na poszczególnych budkach. W Hucie Szklanej można zatrzymać się na obiad w tutejszej karczmie (zaraz przy łuku drogi, będziesz ją mijać po lewej idąc szlakiem). A jeśli nie masz na to ochoty, za to przydałaby Ci się toaleta, znajdziesz ją na terenie targowiska, w głębi, za parkingiem (kosztuje 2 zł, trzeba mieć gotówkę i to odliczoną, najlepiej z rezerwą dodatkowych monet, bo mechanizm miał problem z przyjęciem niektórych, a nie wydaje reszty).

średniowieczna osada w Hucie Szklanej

Dalej minęliśmy Pomnik Katyński – trzy ogromne krzyże upamiętniające ofiary Katynia, Charkowa i Miednoje. Do Świętego Krzyża prowadzi kulturalna, asfaltowa droga z wąskim chodnikiem po jednej stronie. Kiedy tu byliśmy tuż przed majówką, ruch na tej trasie był żaden, więc szliśmy bezczelnie środkiem drogi, ale podejrzewam, że w wakacje może być lepiej trzymać się chodnika. Przy Pomniku Katyńskim znajduje się parking. Stąd też można podjechać na górę meleksem, a możliwe, że i bryczką konną, bo taki symbol znajduje się na mojej mapie (sezon turystyczny dopiero miał się zaczynać, więc jak przechodziliśmy, mijaliśmy jedynie jednego pana z meleksem, który zdaje się nie miał większych nadziei, że zrobi tego dnia jeszcze jakiś kurs).

Pomnik Katyński Huta Szklana

Droga z Huty Szklanej na Łysą Górą zajmuje jakieś pół godziny bardzo niespiesznym krokiem. Na górze możesz obejrzeć tutejsze gołoborze – ogromne rumowisko skalne, które podziwiać będziesz ze stalowej platformy widokowej. Wstęp kosztuje 10 zł za bilet normalny i 6 zł za ulgowy. Nas tym razem ta oferta nie skusiła. Gołoborze mam nadzieję podziwiać przy okazji zdobywania Babiej Góry, ale to już raczej nie w tym roku.

Minęliśmy kasy przy wejściu na wielkie gruzowisko i naszym oczom ukazała się wielka, betonowa wieża. To stacja przekaźnikowa albo coś takiego (Krzysiek na pewno wiedziałby lepiej, ja się nie znam).

Dalej droga prowadzi już prosto do znajdującego się na szczycie góry klasztoru benedyktynów.

Łysa Góra (bądź Łysiec), na którą właśnie weszliśmy, to drugi co do wysokości szczyt w Górach Świętokrzyskich (pomijając fakt, że Łysica ma dwa). Mierzy 595 metrów nad poziomem morza. Według legend, dawniej było to miejsce sabatów okolicznych czarownic. Aby złe moce stąd przepędzić i wykurzyć zabobony, wybudowano tutaj kościół z klasztorem. Budowla ma bardzo ciekawą historię – ma prawie 900 lat, przez ten czas wielokrotnie była niszczona w pożarach oraz wojnach, wiele zniszczeń dokonano podczas I i II Wojny Światowej. Obiekt był celem bombardowań, a przez pewien okres mieścił się tu obóz zagłady dla radzieckich jeńców. Klasztor miał od początku swego istnienia duże znaczenie dla okolicy. Przechowywane w nim relikwie Drzewa Krzyża Świętego nadały nazwę nie tylko klasztorowi, ale całemu regionowi świętokrzyskiemu.

Święty Krzyż klasztor

Dla ciekawskich w murach klasztoru funkcjonuje dziś Muzeum Misyjne, prowadzone przez Ojców Oblatów, oraz Muzeum Przyrodnicze Świętokrzyskiego Parku Narodowego.

Zatrzymaliśmy się na chwilę przy klasztorze, gdzie znajdziesz sporo fantastycznych miejsc na odpoczynek pod postacią zadaszonych ławek na polanie poniżej szczytu, po czym udaliśmy się niebieskim szlakiem w dół do Nowej Słupi. Szlak na tym odcinku jest nieco bardziej stromy, ale porównywalnie do podejścia na Łysicę ze Świętej Katarzyny. Droga usłana jest dużymi kamieniami wbitymi w glebę, a na początkowym etapie utworzono schodki (tak, znowu na półtora kroku, w dodatku niektóre z nich są dość wysokie). Potem schodki zamieniają się na rozmieszczone co jakiś czas progi z belek.

zejście z Łysej Góry (Święty Krzyż) do Nowej Słupi polana i zadaszone ławeczki
niebieski szlak ze Świętego Krzyża do Nowej Słupi
niebieski szlak Droga Królewska z Nowej Słupi na Święty Krzyż
brama Świętokrzyskiego Parku Narodowego w Nowej Słupi

Zejście zajmuje niecałą godzinę. W Nowej Słupi można zatrzymać się w którymś z lokali zaraz przy wejściu do Świętokrzyskiego Parku Narodowego na obiad, kawę, lody albo coś równie zimnego, ale o większej płynności. Potem pozostaje już tylko iść w dół wzdłuż drogi, przez osiedle, do centrum miejscowości, żeby na tutejszym rynku odnaleźć przystanek z busami, wśród których będzie też taki, który może Cię zawieźć z powrotem do Kielc.

Podsumowując całą trasę: jest ona niezbyt długa, niezbyt wymagająca, ale warto na nią zabrać buty, które choć próbują udawać, że są wodoodporne. Przejście przez pasmo Łysogór jest jak przyjemny spacer. Nie zmęczysz się zanadto na podejściach, nie narobisz miliona zdjęć przepięknych, górskich widoczków, bo przez większą część trasy zasłonią Ci je drzewa, ale naprawdę warto podjąć ten wysiłek i nie poprzestawać jedynie na zdobyciu Łysicy i cyknięciu pieczątki do książeczki. Czy zatem polecam Łysogóry? A jakże!

Leave a Comment

* Używając tego formularza, wyrażasz zgodę na przechowywanie Twoich danych przez tę stronę zgodnie z polityką prywatności.

Ta strona potrzebuje ciastek (cookies), żeby poprawnie działać. Bez tego ciężko ją zapędzić do roboty :) Niech żre na zdrowie! Co to za ciastka?