Home Szarym Okiem A co tam jest? – 5 powodów dlaczego warto jechać tam, “gdzie nic nie ma”

A co tam jest? – 5 powodów dlaczego warto jechać tam, “gdzie nic nie ma”

by Dominika
Żółto-niebieski szlak prowadzący w stronę Skopca w Górach Kaczawskich

Pomysł na serię wpisów o miejscach mniej znanych szerszej publiczności, na dźwięk nazwy których zazwyczaj słyszy się “a co tam jest?”, chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu. Czułam przesyt treściami powielanymi po wielokroć w Internecie, ciągle tymi samymi miejscami, do których jeżdżą “wszyscy”, gdzie wiecznie są tłumy, a listy “must see” czynią z urlopu dziką galopadę po kolejnych atrakcjach, bo wiadomo – jeśli nie widziałeś X i nie byłeś w Y, to Twój wyjazd się nie liczy. Wróć i się popraw.

Dlatego tym cyklem chcę Ci zaoferować alternatywę. Pokażę Ci miejsca, w których niczego nie musisz, gdzie nie ma “obowiązkowej listy” atrakcji do odhaczenia, za to możesz obudzić w sobie prawdziwego odkrywcę ziem nieznanych (przynajmniej większości Twoim znajomym).

Nuda? Przeczytaj moje 5 powodów, dlaczego uważam, że warto jechać tam “gdzie nic nie ma”.

1. Wszędzie “coś” jest

“Tam nic nie ma” – rzekł do mnie pewien człowiek przypadkowo spotkany na ulicach Alice Springs. Tymi słowami określił pustynię, na którą następnego dnia miałam się udać w ramach swojej podróży po Australii. No, może Uluru. Może Kata Tjuta, no ładne. Ale poza tym? Czerwona, pylista ziemia i suche krzaki. Pustka i cisza. Wszędzie wokół. Po horyzont. Nic ciekawego.

Pomyślałam wtedy, że jak można tak mówić?! Przecież to AUSTRALIA. Jak to “tam nic nie ma”? A to całe piękno krajobrazu? Już sama inność od tego, co znałam, była fascynująca. Spinifex! Pamiętałam tę nazwę z lekcji geografii w podstawówce i przez tyle lat marzyłam, żeby ją wreszcie zobaczyć. Marzyłam o tym, by pojechać na australijską pustynię, z jej morderczym skwarem, laterytową glebą, pozorną pustką ogromnej przestrzeni, przytłaczającą ciszą i jadowitymi pająkami. No i te kolory!

Dla osoby, która wypowiedziała te słowa, wszystko, co mnie fascynowało swoją egzotyką, było… codziennością. Ot, zwykła trawa. Kolejna jaszczurka. Jeszcze jeden pająk. Jakieś suche krzaki. Nic wartego uwagi. Dla mnie wszystko było cudowne. Inne. Nieznane. Pociągające. Na australijskiej pustyni zostawiłam kawałek serca i marzę, by tam kiedyś jeszcze wrócić.

krajobraz w okolicach Coober Pedy Australia

Nie znajdziesz na świecie miejsca, w którym nic nie ma. To tylko kwestia postrzegania, punktu widzenia, kwestia tego, co uznasz za ciekawe i wartościowe. A wiele z takich miejsc masz w swojej najbliższej okolicy, o czym trochę wspominałam w ostatnim wpisie. Po prostu jedne miasta, jeziora, góry, inne obiekty zostały uznane za warte zobaczenia, inne jakoś nie (być może jeszcze nie!). Rzeczywiście, wśród tych pierwszych są takie, które z jakiegoś powodu są wyjątkowe, ale nie oszukujmy się – spora część wydaje się atrakcyjna tylko dlatego, że… jest daleko. Ma nazwę w obcym języku i jest w jakiś sposób egzotyczna. Czasem w grę wkracza też moda albo fakt, że jakaś znana osoba akurat gdzieś była i jej się spodobało. To oczywiście działa też w drugą stronę – dla kogoś z innych rejonów świata ten las za Twoim domem albo jezioro nieopodal mogą być naprawdę cudowne. Wszystko tkwi w głowie!

2. Bez sławy, bez tłumów

Miejsca, którym daleko do pierwszej dziesiątki najbardziej atrakcyjnych celów podróży na świecie, mają jeszcze tę niewątpliwą zaletę, że nie ma tam kolejek na kilka godzin stania tylko po to, by zrobić sobie cud-miód fotkę na Insta. Przy odrobinie umiejętności możesz ją sobie zrobić w dowolnym momencie. Nie musisz też wstawać o piątej rano, żeby zająć sobie względnie wygodne miejsce na plaży, a może się zdarzyć, że w ogóle będziesz ją miał w środku dnia tylko dla siebie! Ciągle istnieją w górach szlaki, na których można przez cały dzień spotkać 3 osoby (albo i nie). I nie musisz tam rezerwować noclegów na rok wcześniej. Nawet z dnia na dzień coś się znajdzie, być może będziesz musiała wykonać parę telefonów. No i śmieci – im mniej ludzi, tym mniej śmieci. Po prostu. Choć z tym ostatnim, przyznaję, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, bywa problem. Na szczęście ludzie jednak zdają się coraz bardziej dbać o swoje otoczenie.

Swoją szansę na wszystko powyższe zwiększasz wielokrotnie, jeżeli podróżujesz poza ścisłymi sezonami (ferie, wakacje). Ale uwierz – nawet nad koszmarnie zatłoczonym w środku lata Bałtykiem można znaleźć fragmenty plaży, które będą świecić pustkami. Im mniejsza miejscowość i im bardziej nigdy nie słyszałeś jej nazwy, tym lepiej. “Gdzie to jest” oraz “a co tam jest” – jeśli na dźwięk nazwy jakiegoś miejsca od razu przychodzą Ci do głowy te dwa pytania, to znak, że właśnie nimi powinieneś się zainteresować 🙂

plaża w Lubiatowie

3. A co tam jest? – czyli zapomnij o “must see” i odkrywaj nowe

Kolejną zaletą podróżowania do miejsc, które są mało znane, jest to, że raczej są małe szanse, że ktokolwiek będzie Cię po powrocie “odpytywał z zaliczenia” sztandarowych atrakcji i jeśli którąś pominęłaś nie będzie kręcił nosem, że no nie, Ty to jednak nic nie wiesz, niczego nie widziałaś, na niczym się nie znasz i w ogóle cały Twój wyjazd się nie liczy, bo nie odwiedziłaś (tu wstaw sobie cokolwiek) i nie zjadłaś lodów w (gdzieś tam). Możesz więc darować sobie wszystkie listy typu “must see” (“musisz zobaczyć”) i “must do” (“musisz zrobić). Niczego nie musisz! Za to wszystko możesz!

Czujesz, jaką to daje ciekawą perspektywę na wyjazd? Nie nastawiasz się, nie robisz długich list zwiedzania, że jeszcze przed wyjazdem czujesz się tym zmęczona, a po powrocie żałujesz, że nie zdążyłaś tego czy tamtego. Czasem nawet ciężko jest znaleźć jakieś szersze informacje o niektórych miejscach wcześniej, więc jedziesz trochę w ciemno i masz niebywałą szansę obudzić w sobie drzemiącego odkrywcę. Bez nabudowanych wcześniej oczekiwań, możesz nastawić się na otwarte chłonięcie tego, co rzeczywistość Ci zaserwuje. Czy to nie brzmi kusząco?

Mam w życiu taką zasadę, która mówi “im mniej oczekiwań, tym mniej rozczarowań“. Ale jeżeli jedziesz na koniec świata, naoglądawszy się wcześniej tysiąca przecudnie wyretuszowanych zdjęć z danego miejsca, a potem widzisz to na własne oczy, to… bywa, że trudno nie czuć pewnego rozczarowania lub przynajmniej niedosytu. Miejsce, o którym niewiele wiesz, więc nie masz w związku z nim wygórowanych oczekiwań, ma mniejsze szanse Cię rozczarować!

rzeka Śmierdnica zimą Szczecin Jezierzyce

4. Nie byłeś? Żałuj!

Obawiasz się, że kiedy po powrocie z urlopu ktoś zapyta Cię “gdzie byłeś?”, Twoja odpowiedź nie wywoła odpowiedniego wrażenia? Hej, są ludzie, dla których to jest ważne i nie ma co tego umniejszać. Otóż wracamy tu do wniosku z punktu pierwszego – wszystko jest w głowie! I wiele tkwi w odpowiednio opowiedzianej historii. Wiem co mówię, swego czasu, w jednej z poprzednich prac, ludzie co rano słuchali z zainteresowaniem moich opowieści o tym, jak danego dnia dotarłam do pracy. I to codziennie była inna przygoda! (Wspominałam już kiedyś, że punktualność to nie jest moje drugie imię?)

Więc uwierz, wszystko to kwestia odpowiednio barwnej opowieści. Przy czym nie namawiam wcale, żeby mijać się z prawdą, absolutnie. Ale odrobina przerysowania nie zawadzi 😉 Do tego ten wzrok pełen wyższości kiedy padnie pytanie “a gdzie to jest?” bądź “a co tam jest?”. “No jak to? Nie wiesz?” – niech mówią Twoje oczy, a usta niech zaczynają snuć opowieść o przecudnej urody jeziorze, ciszy, spokoju, mieszkańcach, których po trzech dniach znałeś już lepiej niż swoich sąsiadów, górskich szczytach, które zdobyłeś, o których Twój rozmówca nie ma pojęcia i tych tonach jagód przy szlaku, które czekały tam właśnie na Ciebie.

Pusta przestrzeń Hali Izerskiej w Górach Izerskich

5. Przełam rutynę

Co roku jeździsz na all-inclusive i po latach już zaczynają Ci się mieszać te kraje, miejscowości i hotele? Nigdy nie pojechałaś na wakacje inaczej jak z biurem podróży? A może spróbujesz? Jeśli obawiasz się jechać samodzielnie za granicę, to Polska również jest niesamowicie ciekawym krajem, którego często sami nie doceniamy. OK, z pogodą może być różnie. Ale czy to też nie otwiera drzwi do przełamania wakacyjnej rutyny? 🙂

Zachęcam do tego, żeby przynajmniej raz na jakiś czas, wziąć plecak i pojechać gdzie indziej niż w Tatry i do Zakopanego. Może Beskid Sądecki? Góry Sowie? Albo Sokole? Mityczne Bieszczady już nie są takie bezludne jeśli wybrać się na jeden z głównych szlaków. Zachęcam, by zamiast wczasów w Świnoujściu albo Kołobrzegu, wybrać się… do gospodarstwa agroturystycznego w Smołdzińskim Lesie bądź Czołpinie. Albo spakować rowery oraz namiot i pojechać do Borów Tucholskich. Bo kiedy odkrywać świat, kiedy poznawać nowe, doświadczać nieznanego, kosztować innych smaków i poznawać ludzi, jak nie właśnie w wakacje (na urlopie)? 🙂

Roztoczański Park Narodowy

Jeśli powyższe argumenty nie przekonują Cię, aby przynajmniej raz na jakiś czas wybrać się do miejsca, o którym nigdy nie słyszałeś (albo z niczym nie kojarzysz) i na dźwięk jego nazwy przychodzi Ci do głowy pytanie “a co tam jest?”, to mogę dodać jeszcze jeden:

6. Cena serdeczności

Tak to ujęłam, bo właściwie to są dwa argumenty.

Pierwszy – to cena. W miejscach typu “a co tam jest?” jest często po prostu taniej. Nie oszukujmy się – jak przy każdym produkcie, tak i w przypadku destynacji turystycznych, płaci się dodatkowo za markę. Niestety, postrzeganie marki, a jej rzeczywista jakość, to czasem dwie zupełnie różne kategorie, dlatego w najbardziej obleganych miejscach można zapłacić krocie za coś, co tak naprawdę nie powala. A czasem tuż obok, parę kilometrów dalej, można znaleźć nocleg za połowę ceny z przemiłymi gospodarzami w pakiecie. W dodatku wszyscy są szczęśliwi.

Drugim argumentem są właśnie ludzie. To nie jest przesada, że w miejscach mniej popularnych turystycznie, gdzie obsługa przyjezdnych nie jest taką masówką, rutyną, kontakt z ludźmi bywa na zupełnie innym poziomie. A jeśli w grę wchodzi jakaś mała miejscowość, gdzie wszyscy się znają i każdy obcy jest od razu zauważony, już po dwóch dniach można mieć “swój” stolik w restauracji, pani w lokalnym sklepie staje się bliższą znajomą niż niektórzy koledzy z pracy, a gospodyni, u której nocujesz, postara się jak może, byś czuł się u niej jak u siebie we własnym domu. Z dala od tłumów można naprawdę odzyskać wiarę w drugiego człowieka. A serdeczność, z którą masz szansę się spotkać, tu nie ma swojej ceny 🙂

Jeśli spodobał Ci się mój wpis, będzie mi miło, gdy go udostępnisz 🙂

Leave a Comment

* Używając tego formularza, wyrażasz zgodę na przechowywanie Twoich danych przez tę stronę zgodnie z polityką prywatności.

Zobacz więcej

Ta strona potrzebuje ciastek (cookies), żeby poprawnie działać. Bez tego ciężko ją zapędzić do roboty :) Niech żre na zdrowie! Co to za ciastka?